czwartek, 21 sierpnia 2014

Chwalim po wojnie.

W książce wydanej w 2012 roku pt." Kargowskie wspomnienia", gdzie miałem swój skromny udział opisując wspomnienia pierwszych osadników Smolna Wielkiego, kilka osób z Chwalimia w barwny osób opowiedziało o początkach ich aklimatyzacji na nowej ziemi. Dla mnie była to fascynująca lektura.Przeczytajcie zresztą sami.
Oto co wspominała pani Maria Błędowska:
" Zamieszkaliśmy w domu, w którym mieszka pani Gienia Minkiewicz, moja późniejsza bratowa, bo wyszła za brata Mikołaja. Dostaliśmy słabą ziemię, same piaski w "górach", czyli pola w okolicach jeziorka. Kto opłacił mierniczych, ten dostawał lepszą ziemię. Dom był pusty, wyszabrowany. Z prawej strony naszymi sąsiadami byli Supersonowie. Byli świadkami ,że ci co przybyli do wioski wcześniej, zabierali z pustych domów, co tylko dało się wynieść. A nasz dom był skromny. Tata chciał zająć inny, lepszy, ale nie pozwolono mu. 
Początkowo była straszna bieda. Tata miał krowę i konia. Było mleko, śmietana, masło mama ubijała w kierzynce. Potem już mieliśmy świnię.
Ukończyłam 4 klasy w szkole w Chwalimiu, którą prowadzili państwo Grzymałowie. Nie było wtedy obowiązku dalszej nauki, a znowu pomoc w domu była potrzebna. Gdy byłam starsza dorabiałyśmy z koleżankami w PGR-ach w Smolnie Wielkim i Dąbrówce. Moje koleżanki to była Marysia Superson i Gienia Ucieszyńska. Swietlica mieściła się w stodole Ucieszyńskiej; tam się chodziło na potańcówki. We wsi mieszkała Niemka, nazywała się chyba Fada, myśmy wołali Fadzina. Dobra kobieta. Dawała dzieciom cukierki, orzechy. Pamiętam, że istniał sklep między domem Antałów ( obecnie Rzepowscy) a domem pani Stasi Zienkiewicz. Sprzedawała tam Sabina Olichwer, nazywana Albiną, żona Jana Kantorka."