środa, 18 listopada 2015

Moje dzieciństwo w Podlegórzu.

Prezentuję wspomnienia Pani Ireny na temat jej dzieciństwa w Podlegórzu. Oceńcie sami- bardzo dobry i ciekawy tekst.

"Maj 1945 rok. Wieś Podlegórz położona na wzgórzu,a u jej podnóża płynie rzeka Obrzyca. Kwitną sady. W powietrzu unosi się zapach kwiatów i słychać brzęczenie pszczół. Jest cudownie.
Wieś opustoszała. Niemcy wyjechali, a ich miejsce zajmowali repatrianci i ludzie z obozów pracy w Niemczech: z Białorusi,Wileńszczyzny, z Poznańskiego. Była to mieszanka, która nie mogła się wzajemnie zaakceptować. Padały przezwiska: „Zabugole,”, „Pyry poznańskie”, „Kaziuki” itp.Z biegiem lat doszło do normalności. Pokolenia młode wymieszały się, a starzy też „przywykli”.
Moja Rodzina po powrocie z niemieckiego obozu pracy również tam osiadła. Mama wdowa, z dwójką dzieci (Ojciec zginął podczas nalotu w Berlinie), pracowała na ośmiohektarowym gospodarstwie. Było Jej bardzo ciężko. Do wszelkich prac polowych należało wynajmować gospodarzy – w zamian za usługi odrabiała przy żniwach i wykopkach. Nie odczuwaliśmy tego, że jesteśmy półsierotami. Na stole był zawsze świeży, pieczony przez Mamę chleb, masełko własnej roboty, świeże jaja. Gorzej było z ubraniem. Trzeba było radzić sobie we własnym zakresie. Z owczej wełny robiono swetry, tkano samodział na płaszcze, kurtki. Z wyprawionych skór szewc szył buty. To na razie wystarczyło– ważna była wolność.
Edukacją mojego brata najczęściej zajmowałam się ja. Mama miała mnóstwo innych obowiązków. Karolek miał trzy latka i wykazywał zdolności muzyczne: lubił śpiewać i „grać” na kawałku drewna, imitującym w jego wyobraźni harmoszkę. Śpiewał nauczoną przeze mnie jeszcze w obozie piosenkę, której treść podam: „U  baora piesek wyje, na śniadanie zjadł pomyje, a na obiad kawał flaka, szczekaj piesku na dojczlaka”.
Interpretacja mojego brata brzmiała następująco: „dupaola pieset wyje, na śniadanie zjadł pomyje, a na obiad tawał flata, szczetajpiestu na dojczlata”. Sąsiedzi dziwili się, przy tym śmiali i bisowali.
Naukę rozpoczęłam w miejscowej szkółce w 1945 roku z nieliczną grupą dzieci w wieku 7-14 lat.
W szkole na parterze znajdowały się dwie klasy lekcyjne,a na piętrze mieszkanie dla nauczyciela. Z pomocy naukowych dostępna była tylko tablicą (gorzej z kredą). Dzieci uczyły się w klasach łączonych. Były to przerośnięte roczniki, w związku z czym trzeba było różnicować program.
Nauczyciele byli niewykwalifikowani, po siedmiu klasach,po kursach przygotowujących do nauczania. Bardzo często zmieniali się. Dzieci były posłuszne. Nie było problemu z dyscypliną. Co pani powiedziała, było „święte”.Z perspektywy lat z niedowierzaniem patrzę, jak głodni byliśmy wiedzy i jak chętnie braliśmy udział w różnych inicjatywach.
Z koleżanką Bronią Jaszewską (obecnie Kubas) organizowałyśmy ogniska, urozmaicone ciekawym programem artystycznym: skecze,piosenki (solo i w duecie). Te „wydarzenia” przyciągały ludzi z całej wsi.Wszystkim się bardzo podobało, a my byłyśmy miejscowymi „celebrytkami”.
Każdego dnia po przyjściu ze szkoły czekały na mnie obowiązki: pasienie krów i opieka nad bratem. Lekcje odrabiało się zwykle wieczorem.
Dzieci na wsi miały mało czasu wolnego. Lepiej było zimą.Zjazdy na sankach z góry, lepienie bałwanów, zabawy na ślizgawkach, to było to,co sprawiało nam największą radość.
Edukację w Podlegórzu zakończyłam na klasie piątej z bardzo dobrym świadectwem. Zaraz po szkole poszłyśmy z koleżankami nad rzekę kąpać i opalać się. Czas wypędzania krów na pastwisko po obiedzie zbliżał się –my jednak zatraciłyśmy się w zabawie. O godzinie piętnastej wróciłam do domu,już od samych drzwi wymachując świadectwem: „popatrz Mamo, jakie mam dobre oceny! Cieszysz się?”
„Bardzo, ale muszę cię ukarać” – powiedziała Mama i zaczęła wymachiwać rózeczką. „Wiedziałaś, że masz przyjść zaraz po rozdaniu świadectw, a ty? Krowy stoją w oborze…”. Przyznałam w duchu Mamie rację.Obowiązki to obowiązki. Należy je wypełniać.
Szóstą klasę przerobiłam indywidualnie w okresie wakacji(dwa miesiące).
Moją nauczycielką była pochodząca z Wielkopolski Pani Maryńczykowa – pedagog z prawdziwego zdarzenia, który zainspirował mnie do dalszej nauki.
Następnie dostałam się do klasy wstępnej (siódmej) LWP wSulechowie. Na tym zakończyło się moje dzieciństwo."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz